Dramat emigracji czy emigracja dramatu?

 

Spojrzenie 1

Widzę oczyma wyobraźni jak obrażeni emigranci tarzają mnie w smole i piórach. I ci, którzy wyjechali na dłużej i ci, którzy pracują w systemie wahadła. Powiem Wam jednak wprost: nie wierzę, że wyjeżdżacie do pracy za granicę tylko dlatego, że tam można lepiej zarobić i ma się inną, lepszą szansę. Są oczywiście nieszczęścia, które wygania-ją z domu za pieniędzmi takie jak choroba czy upadek jedynego pracodawcy w regionie, ale większość z Was, ludzi którzy pracują za granicą po prostu nie lubi swoje-go życia w kraju. Wiem, że nie chcecie się do tego przy-znać, nawet przed samym sobą, ale tak jest. Znam wiele osób emigrujących do pracy, pracuję od lat w pośrednic-twie pracy. I uważam, że ci ludzie nie wyjeżdżają dlatego, że muszą. Wyjeżdżają, ponieważ chcą odmiany. Słyszęo tym codziennie. Kobiety nie potraą sprostać wymaga-niom rodziny. W kraju szły na dniówkę do pracy i odra-biały następną dniówkę w domu przy mężu i dzieciach. Wyjeżdżając za granicę mają tylko dniówkę w pracy. Po pracy mają wolne. Spotykają się z przyjaciółkami, czytają książki, buszują po wyprzedażach. Same decydująo swoim czasie. Nikt się im nie wtrąca, nie słyszą bez przerwy „mamo, głodna jestem”, „kochanie, wyprasowa-łaś mi koszulę”, „córko, musisz nas zawieźć do ciotki na imieniny”. Nie denerwują się bo nie widzą wstawionych przez męża do zlewu szklanek do zmywania i okruszków na blacie pozostawionych przez podrośniętą latoroślw dopiero co posprzątanej kuchni. Są wolne od tych codziennych drobnych rodzinnych utarczek, nie targają ciężkich siatek z zakupami, nie marzą o złapaniu chociaż godziny, kiedy nie muszą być w gotowości bycia mamą, żoną, córką. A mężczyźni? Tak samo. Tak samo jak kobie-ty uciekają do pracy za granicą, która pozwala im żyć po pracy swobodnie. Odbębnią swoje w robocie i mogą pójść z kolegami na piwo, obejrzeć mecz, chodzić po domu w majtasach i zostawiać wszędzie brudne skarpe-ty i nikt im nie będzie zrzędził nad głową. Mogą zajmo-wać łazienkę tak długo jak chcą, nie muszą nadskakiwać przyjaciółkom żony i chodzić na nudne wywiadówki do szkoły. Oczywiście te kobiety i ci mężczyźni utrzymują więzi rodzinne. Codziennie dzwonią do domu, rozma-wiają przez Skype, przyjeżdżają na urlopy i pauzy.

Dzięki temu, że pracują za granicą są zupełnie inaczej traktowani w domu. Biedactwa, wygnańcy twardej ekonomii, nieszczęśnicy zmuszeni opuścić swój domi rodzinę. Ich przyjazd do domu jest jak święto. „Żeby Pani widziała, jakie mój Staszek przyniósł kwiaty na lotnisko”, „Wie Pani, naprawdę ucieszyli się, że przyjecha-łem, moja Marylka specjalnie dla mnie poszła do fryzje-ra”. Wszyscy starają się być mili a jak nie są to wystarczy przypomnieć, kto się poświęca na co dzień, żebyw pokoju stał telewizor plazmowy i jednak stają się mili. Nie ma mowy o tym, żeby być włączonym w codzienne obowiązki. Och, oczywiście, kobiety wyszorują dom od góry do domu a mężczyźni naprawią wszystkie wyrwa-ne ze ściany kontakty i nawet pomalują kuchnię. Tylko po to, żeby podkreślić swoje poświęcenie, pokazać swoje nienaruszalne miejsce w rodzinie. A jak zrobi się zbyt swojsko, jak przestanie być świątecznie a zacznie się robić codziennie uciekają z powrotem do swojej krainy wolności hen, hen daleko za granicą. Czekam zawsze z utęsknieniem, kiedy dopadnie Was ta codzien-ność, to ułatwia moją pracę. A więc gdzie chcesz wyje-chać – Holandia, Szkocja, Niemcy, Francja, Szwajcaria???

Hexe


 

Spojrzenie 2

Zegary źle mi się od kilku lat kojarzą. Nienawidzę ich zwłaszcza tej ostatniej nocy. Mam taki stary budzik, jeszcze z lat 70-tych, nakręcany. Słyszę jak się przesuwa-ją wskazówki. To jest najbardziej denerwujący dźwięk jaki znam. Kiedy się łączy z cichym posapywaniem mojego ukochanego wnusia to dostaję potwornego ataku złości. Jestem wściekła i nienawidzę. Nienawidzę państwa, rządu, ludzi i siebie. Nienawidzę za to, że nie dane mi jest codziennie widzieć moich najbliższych, opiekować się nimi, troszczyć się o nich. Nienawidzę za to, że mojego wnusia widzę co dwa miesiące. Nienawi-dzę za to, że nie mogłam być na Dniu Babci w przed-szkolu, że na rysunkach rodziny jest tylko mama, tatai dziadek. Jest nawet pies ale mnie, babci, nie ma. To tykanie zegara jest jak tykanie bomby zegarowej a wybuch następuje kiedy przychodzi nad ranem SMS od busiarza „ za 10 min jesteśmy”. Wtedy zaczynam pła- kać. Nie jest to płacz żalu i rozpaczy, to jest szloch wielkiej złości. Dlaczego ja znowu muszę opuszczać dom. Nic złego w życiu nie zrobiłam, nikogo nie skrzyw-dziłam, zawsze pilnie pracowałam i dbałam o rodzinę. Zawsze myślałam, że jak będę miała prawie 60 lat to będę zbierać owoce mojej solidności i wytrwałościi miłości do bliskich. Będę na emeryturze, kupimyz mężem ogródek, będziemy wspierać nasze dzieciw wychowaniu wnuków. Będę wstawała o której będę chciała, będę miała czas na czytanie książek i będę mogła zachwycać się radością dzieci i wnuków. Jest jednak inaczej. Muszę wyjeżdżać do pracy do Niemiec. Emeryturę dostanę dopiero za kilka lat. Połowę roku żyję życiem obcych ludzi. Zamiast oglądać rozwój moich wnuków oglądam powolne, ciężkie, bolesnei pełne krępujących sytuacji gaśnięcie niemieckich staruszków. Zamiast bawić się ze swoim wnukiem siedzę przed telewizorem i oglądam z moją podopiecz-ną jakieś dziwne programy folklorystyczne. Zamiast gościć moje dzieci i ich rodziny, piekę ciasto i robię kawę dla obcych mi ludzi. Miłych ale obcych. Zamiast w nocy przytulić się do pachnącego takim cudownym, dziecię-cym zapachem wnuczka, wsłuchuję się w ciężki oddech schorowanego człowieka. Nie chcę tam być, chcę byćw domu. Lubię starszych ludzi, lubię im pomagać, cieszy mnie, kiedy widzę, że są wdzięczni za podanie herbatki, poprawienie poduszki czy pomoc przy myciu. Kiedyś jako młoda dziewczyna chciałam być pielęgniarką i ta praca trochę spełnia moje marzenia. Nie mogę się jednak pogodzić z tym, że nie mam szansy na znalezie-nie takiej czy innej pracy w Polsce, że nie mogę po tych 8 czy nawet 12 godzinach wrócić do własnego łóżka. Nie rozumiem tych młodych ludzi, którzy masowo wyjeżdżają z kraju i nawet nie myślą o powrocie. Może im jest łatwiej, nie zapuścili jeszcze w Polsce korzeni. Nie wiem, dla mnie oddalenie od rodziny na te kilka tygodni to jest straszny dramat. W Niemczech u mojej pod-opiecznej też jest zegar, zabytkowy, z wahadłemi kurantem. Kiedy wybija godziny mam wrażenie, że każde uderzenie rozbija mi serce na kawałeczki. A każdy z tych kawałeczków spada na ziemię i rozbija się na jeszcze mniejsze kawałki. Czasami mam wrażenie, że cała podłoga w tym obcym domu ułożona jest z kawa-łeczków mojego serca i kawałeczków czasu straconego dla mnie bez obecności moich bliskich. Och nie, przy-szedł SMS....

Tik-Tak

 

 

Zobacz również:

Zawód żony – opiekunka. A co na to mąż?

Dużo pisze się i mówi o eurosierotach – dzieciach, których jeden lub oboje rodziców wyjeżdża do pracy za granicą. A co z …. mężem opiekunki? Nikt o nich nie pisze. Nikt o nich nie mówi. Zostają sami w domu co 2-3 miesiące. Użalają się nad sobą czy są dumni...

Polskie opiekunki w Niemczech a co z rodzicami w Polsce?

Po raz pierwszy od wielu lat temat starości i starych ludzi w Polsce stał się czołowym tematem w mediach. Gazety, radio, stacje telewizyjne roztrząsają obecnie, głównie pod wpływem akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Jurka Owsiaka, jaką sytuację mają starzy ludzie...

Nasze dzieci – czy uważają się za eurosieroty?

"Eurosierota" to słowo używane na określenie dziecka, którego rodzice wyjechali do pracy za granicę, w związku z otwarciem granic dla Polaków - obywateli Unii Europejskiej. Choć rodzice takich dzieci najczęściej wyjechali po to, aby było im w życiu lepiej, aby można było...

Używamy cookies

Używamy plików cookies aby ułatwić Ci korzystanie z naszych stron www, do celów statystycznych oraz reklamowych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci Twojego urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zmienić ustawienia przeglądarki tak, aby zablokować zapisywanie plików cookies. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności.